Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 042.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przeżegnała się bojaźliwie i wnet dalej ciągnęła.
— Stary już, ale taki krzepki do łowów i w lasy jakby młodym był. Tylko twarz ma zgrzybiałą, a włos siwieje... Małomówny... pobożny... nieufny... O! nie wierzy kobietom! nie wierzy.
Zawahała się trochę Femka.
— Pierwszą żonę węgierkę miał, której pono do dziś dnia żałuje, i pierścionka jej nigdy z palca nie zrzuca, a córce, którą miał z drugiej dał jej imię. Mówią, że jak anioł piękna była, ale od ciebie, dziecko moje, nie kraśniejsza pewnie, i dobra też miała być... ale szła za Jagiełłę przymuszona, ludzie powiadali, że innemu przeznaczoną była i kochała go... przymusili Polacy... szła za niego! Taka dola nasza; kochasz czy nie, wydadzą cię; darmo płakać, kiedy słuchać trzeba...
Oskarżyli ją potem przed Jagiełłą, że się z tamtym pierwszym swoim widywała... aż sąd musiał być i przysięgali ludzie, a potwarca odszczekał pod ławą, bo łgał jak pies.
Westchnęła Sonka, a rączka dziewczęcia, które ją trzymało za ramię, zadrżała i twarzyczka, wyrażająca ciekawość, pobladła.
— Nie długo żyli z sobą — mówiła dalej piastunka... Zmarła ta pierwsza królowa... biedaczka...