Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 015.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niętą, z zagasłemi oczyma, uśmiechniona łagodnie, ubrana ciemno, z krzyżem na szyi, tuż przy huśtawce stojąca, przerwała cicho.
— Oh! kniahinko ty moja! Tobie się chce tak wysoko, a kto pod obłoki lata... spadać na ziemię musi... Lepiej po niej chodzić spokojnie. Od huśtawki się głowa zawraca.
— Ja bo lubię, żeby mi się w głowie kręciło, wolę wir niż martwą ciszę. Hej! hej! huku, wrzasku, biegu, lotu dusza pragnie, a tu taka w tych murach niewola!!
I spozierając na zamek skrzywiło się wyraziście, jakby mu ją wyrzucało.
Dwie służebnice już z tyłu wzięły były sznury, któremi huśtawkę rozkołysać miały, ale starsza stojąca przy niej, wstrzymywała. Rozmowa była nieskończona. Księżniczka też już nie nagliła.
— Oj ty, ty ptaszku co ci skrzydła urosły — mówiła dalej stara. — Latałoby ci się latało, aż gdzieś sokołowi we szpony...
— Bodaj sokoł pochwycił i rozdarł, lepiej niż tak gnić za krosnami, a słuchać...
Tu przerwało nagle.
— Nie strachaj mnie Femko, nie strachaj i nie wróż tak źle.
— Ja nie wróżę, bom nie wieszczbiarka, tylko przestrzegam — odpowiedziała smutnie Femka.
Księżniczka ciągle na huśtawce siedziała.