Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 277.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

opiekunem naznaczyć Władysławowi. Słuszna więc, gdyśmy ręczyli za niego, abyśmy my, nie kto inny się nim opiekował.
— Słuszna, to prawda — przerwał zcicha Dersław — ale u nas nie to wygrywa co słuszne, a to co... biskup krakowski powie. Mnie się zaś widzi, że on w książęce ręce opieki nie da, gdy ją sam dzierżeć może.
Książęta zamilkli, spoglądając po sobie; a Bolko o podłogę nogą uderzając, dodał.
— Ja podczas do opieki nie mam ani ochoty, ani nadziei dostąpienia jej, ale miejsca przy tronie należnego nie ustąpię!
— Ani ja! — rzekł Ziemowit, a za nim drudzy powtórzyli toż samo.
W Dersławie, choć przyrzekł się do warchołów nie mięszać i w części słowa dotrzymał, zawsze drgała żyłka ta przekory a przeciwieństwa, którą niemal cała szlachta miała w sobie. Nadzieja nowego zatargu między duchowieństwem a książętami, gdy zaledwie jedna burza była zażegnana, uśmiechała mu się. Rad jej był, tym więcej, że mógł na nią patrzeć zdala, nie narażając się na żadną odpowiedzialność i niebezpieczeństwo.
Dolał więc chętnie oliwy do ognia i odezwał się gorączkowo...
— Zaprawdę, możecie miłości wasze pewnemi być, że w tym sporze będziecie mieli po