Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 271.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ski jeszcze najrzawszy marszałka z laską poprzedzającego króla, nałajał mu zdaleka...
Duchowni, senatorowie, wszyscy na koronacyi przytomni, na zamek szli biesiadować z młodym panem i matką jego. Spytek i Strasz sami powlekli się do gospody...
Mielsztyńskiemu z pamięci Dersław nie wychodził. Co się z nim stało! gdzie i jak zniknął, tak się wprzódy odgrażając i panosząc?
Zaszli więc naprzód do niego...
Pusto tu prawie było... Z czeladzi znaczniejsza część przypatrywała się w dziedzińcach zamku pochodowi króla i panów. Na łożu, rozebrany, z rękami pod głowę podkurczonemi, leżał Dersław na strop patrzając...
Ujrzawszy nadciągającego Spytka, ziewnął i rozśmiał się.
— A co? — rzekł — ochrypliście? Koronacya dlatego się odbyła i króla mamy...
Spytek chciał począć łajać, gdy Dersław dodał zimno.
— Ja na darmo krzyczeć nie lubię. Dopóki spodziewałem się, że na naszą stronę przeciągniemy z połowę senatorów... gotówem był. A tu, w dodatku, i stryj mójby mnie wydziedziczył.
Mielsztyński patrzał nań z pogardą.
— Siadajcie i dobrze zasłużonego używajcie spoczynku... Na ucztę do zamku wątpię, by was