Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 209.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gorzaty, a dnia następnego w piątek przywiezienie zwłok zapowiedzianem było...
Z rana już miasto całe na ulice wyległo, a Strasz tak się przyodziawszy, ażeby go poznać nie było łatwo, wyszedł też z innemi.
W uroczystem milczeniu czekały tłumy. Piękny, jasny dzień czerwcowy oblewał blaskiem wiosennym ten obchód żałobny. Na twarzach wszystkich widać było przejęcie smutkiem, który rodził i żal po królu, i niepewność losów, jakie teraz kraj spotkać miały.
Strasz zdala mógł się przypatrzeć, z gniewem w sercu, jak w żałobnych szatach królowa z dwoma synaczkami wyjechała na spotkanie mar królewskich... Blade jej lice zalewały łzy, ale mężnie podnosiła głowę i piękne zawsze lice, prawdziwie królewskim majestatem i powagą napiętnowane...
Zwolna zbliżał się wóz żałobny, otoczony dworem niosącym pochodnie... Królowa wiodąc synów, z płaczem się rzuciła ku niemu i zawisła nad trumną. Oba chłopcy za jej przykładem, płacząc i szlochając, podtrzymywani przez ks. Kota i Ryterskiego, pochylili sie nad zwłokami ojca... Nie można już było ich i Sonki oderwać od wozu i z nim razem, w obliczu tysiąców postępowała królowa i dzieci przez miasto...
Strasz patrząc na to, ze złości rwał odzienie na sobie.