Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 202.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wojna przeciw klechom! — zawołał kubek podnosząc do góry.
— Przeciw królowej — poprawił Strasz.
— Tobie ona tylko w głowie — przerwał gospodarz.
— Popatrzże się na mnie — odezwał się Strasz — nie będziesz się dziwował nienawiści... Ząb za ząb. Hinczę z Rogowa powiesić...
Gospodarz słuchał w około się uśmiechając.
— Aby wojna, — rzekł — zawsze dobrze... biskupowi Zbyszkowi, jego rodzinie i przyjaciołom berło potrzeba wyrwać z rąk. Bili nas niem dosyć po łbie... Dobra biskupie naprzód zajechać i pożywić się. Co będzie to będzie, pierwsza rzecz, ograbić ich, jak ja mojego stryjaszka... Spokornieją zaraz...
Tu zwrócił się do Strasza.
— Co do królowej i tych jak ty ich nazywasz pędraków, o imię się sprzeczać nie będą, choćby jeszcze gorzej brzmiało, trudniej nam przyjdzie z niemi bodaj, niż z biskupem.
— Ho! ho! — wykrzyknął Strasz... a to dlaczego?
— Ba! — odparł Dersław — gdy kamień czterdzieści lat leży na jednem miejscu, to sobie łożysko wyrobi i uściele. Tak samo Litwin też ludzi sobie i rodowi swemu pozyskał. Posłuchaj no tych, co po drodze widzieli ciało nieboszczyka