Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 176.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rachować się musieli, bo od nich się studentom kozubales należał...
Ilekroć paupry gromadniej się zbierały pod oknami królewiczów, królowa zawsze wychodziła, każąc nieść za sobą przygotowaną odzież, obuwie, jadło i inne podarki, nawet najdroższy ze wszystkich papier prosty i tabliczki do pisania rozdawano ubogim, ale ks. Kot wprzódy słuchał katechizmu i czytania.
I tego dnia wiosennego, królowa Sonka miała przyjemność przypatrywać się obrazkowi ślicznemu rozdawania jałmużny gromadce.
U okna stało z dziesiątek chłopaków, z odkrytemi głowy, niebardzo starannie przyczesanemi, w połatanych kubrakach, sznurkami powiązanych chodakach na nogach, z garnuszkami na sznurkach przewieszonemi przez plecy. Niektórzy z nich jak tyczki od fasoli chudzi a słuszni, inne pędractwo małe, oczy i ręce mieli wszyscy ku oknom zwrócone.
Ks. Kot z królewiczem Władysławem siedział w jednym oknie, Ryterski z mniejszym Kaźmirzem w drugiem...
Królowa też stała zdaleka ze sługami, zwykłą niosącemi jałmużnę.
Niektórych pauprów znał już ks. Kot i oni jego, innych zaczepiał śmiejąc się królewicz. Odpowiedzi na zapytania płynęły z ust gromadki żywo, wszyscy się wyścigali z niemi, śmiejąc,