Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 154.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

umyślnie zapory między nami, ją do mnie zniechęcając, mnie odstręczając od niej.
Elgott powtórzył jeszcze.
Spełnię rozkaz miłości waszej, chociaż sądzę, że takiego świadectwa i oczyszczenia nie potrzebujecie.
— Gorsi są ludzie, niż sądzicie, mój ojcze — odpowiedziała królowa — a ja, więcej mam wrogów niż przyjaciół, choć zła nie wyrządziłam nikomu.
Pożegnawszy królowę, kanonik Elgott pod wrażeniem rozmowy tej', szedł wprost do królowej Jadwigi.
Ta już z łóżka nie wstawała prawie. Ubierano ją codzień w białe szaty, trefiono długie jej, piękne włosy, sadzano potem na łożu, obstawiając wezgłowiami.
Woskowo blada, z oczyma wielkiemi, okolonemi obwódką ciemną, uśmiechała się jeszcze czasem do życia, zapominała o cierpieniu, to wpadała w smutek, obawę i zwątpienie o sobie. Pół dnia modliła się sama lub z którym z kapelanów. Białe jej rączki, z długiemi chudemi palcami, żadnej już roboty utrzymać nie mogły, najmniejszy wysiłek o mdłości ją przyprawiał.
Dwór ciągle otaczał łoże, mieniały się sługi dzień i noc, starając się rozrywać i zabawiać.
Spowiednika swego Jadwiga powitała uśmiechem, dnia tego czuła się lepiej. Kanonik, prze-