Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 153.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bóg świadek, unikałam pozoru... kochałam to dziecię męża mojego, gwałtem je odemnie odepchnięto, w młodem jej sercu szczepiąc nienawiść.
Ojcze mój, zaklnijcie ją, jako stróż sumienia, jako duchowy ojciec, niechaj powie, czy może mnie posądzać? Niech z grzechem tej potwarzy nie idzie na sąd boży?
Kanonik cały się wzdrygnął z oburzenia, słysząc co królowa ze łzami mówiła.
— Miłościwa pani — przerwał gorąco — ja z ust królewnej, która jest aniołem dobroci i cierpliwości, nigdy nic podobnego nie słyszałem.
— Proścież jej, żądajcie niech powie jawnie, że mnie nie posądza, niech ze mnie zdejmie ten ciężar. Przy was w przytomości biskupa uczynione zeznanie ulży jej duszy, a mnie oczyści.
— Pewny jestem, że królewna to uczyni chętnie — rzekł Elgott, poruszony błaganiem. — Dusza to czysta, którą może dla tego pan Bóg chce odjąć ziemi, że na niej, wśród zepsutego świata, życieby jej męczarnią się stało.
Być może — dodał kanonik — iż otaczające ją, rozżalone, a nierozumne niewiasty, obyczajem pospólstwa, niedorzeczności plotą, ale ona!!
Westchnęła królowa.
— Niestety — odparła — nie dali mi się zbliżyć do niej, ani poznać jej lepiej... Stawiono