Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 105.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

woli, zasłyszawszy o królu, w niebezpieczeństwie, stawił się, aby mu służyć, lub z nim ginąć.
Król, który sobie przypominał, jak go niesprawiedliwie w Chęcinach męczono, dłużnym się czuł w sumieniu i milczał, a potem zamruczał.
— Gdy Bóg da, z życiem uratujemy się z tej niewoli, ja ci wszystko wynagrodzę.
Nie przyznał się Hincza, gdy go badano, że w Krakowie bywał, opowiadał tylko jako słyszał o listach do Papieża wysłanych, na które jużby do kniazia Świdrygiełły upomnienie, lada dzień przyjść powinno.
Chwalić się z tem nie chciał, że on sam listy te w sukni zaszyte, na ręce biskupa Macieja przesłane, szczęśliwie przywiózł i nim się na zamku zjawił, oddał je ojcom Franciszkanom.
Dzień to był niezbyt wesoły dla kniazia Świdrygiełły, bo naprzód mu tego Hinczę przyprowadzono, od którego dowiedział się, że szlachta się uzbraja i wybiera ciągnąć na Litwę, a w kilka godzin potem biskup wileński Maciej zajechał przed Gastoldów dwór, dopominając się widzenia z nim.
Chciano go w początku odprawić z niczem, bo Świdrygiełło duchowieństwa katolickiego nie lubił i obawiał się, ale biskup przez bojara oznajmić kazał, że ma pismo od Papieża do księcia.
Posłyszawszy to, Świdrygiełło zaraz się przetrzeźwił.