Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 089.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na to błaganie królewskie, nikt już odpowiadać nie śmiał, popatrzyli na siebie, uledz musieli.
— Pisz mi natychmiast list — zawołał król — rozkazuję. Ja będę winien, nie ty... Moja wola...
Zaklika z listem pojedzie, lepiej dziś niż jutro... Zaraz niech mi się do drogi sposobi. Michno Buczacki pewnie w Kamieńcu siedzi, ktoby inny jak nie on na to się ważył?
Niech zda zamki temu, kogo Świdrygiełło naznaczy.
Tęczyński chciał się odezwać, Jagiełło rękami zamachnął nakazując mu milczenie.
— Pisz list, mnie życie miłe!
Po tej odprawie wszyscy co przy królu byli, przybici i upokorzeni, wbiegli do izby podkanclerzego.
Łamał ręce Drzewicki. Andrzej Tęczyński, rycerskiego serca człowiek, jeden męztwa nie tracił. Burzył się w nim, ale nadziei nie postradał.
— Z każdym dniem gorzej koło nas — odezwał się — cierpieliśmy i milczeli, król w niewoli, my jeńcami, trzeba w ostatku myśleć o sobie. Nim słońce wejdzie z Polski, rosa tu oczy wyje.
— Ale jakaż rada, jeśli z Polski nam nie wyślą odsieczy? Co my poczniemy z pijanicą