Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 088.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Boga się bój! — zawołał — to jakbyś mnie razem do wody cisnął! On mi jutro kajdany nałoży i do ciemnicy wrzuci. Siepacze jego mnie w niej uduszą.
Los Kiejstuta przyszedł mu na pamięć może, wzdrygnął się.
— Nie będzie was śmiał tknął — przerwał Andrzej z Tęczyna. — Za nami przecie cała korona stoi. Nie poważy się.
— On! albo ty go znasz? — zawołał Jagiełło. — Ja go pamiętam od dziecka, a wiem, że rozjadłszy się, nie zważa na nie. Swoje życie gotów dać i drugiemu je wziąć... choćby nie wiem kim był.
List mu trzeba dać, na Boga, aby się wyzwolić! List...
Drzewicki królowi do kolan przypadł.
— Nie można! miłościwy panie. Złóżcie wszystko na mnie, żem ja pieczęć zgubił, zatracił, żem winien. Niech mnie biorą na męki, niech głowę mi zetną. Życie dam, a kraju nie zdradzę...
Jagiełło przerwał mu jękiem.
— Twojem on życiem syt nie będzie — krzyknął — moje weźmie... Listy na Podole trzeba wysłać, ktokolwiek je napisze, zapieczętuję główką od miecza... zamki mu trzeba dać, albo głowę!!