Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 075.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Modlić się będziemy dzień i noc przed Przenajświętszym Sakramentem — rzekł do Toporczyka — ale co my więcej możemy? kiedy tu sam król nie może nic?
Co rychlej trzeba gońców do Polski słać i to nie jednego a kilku, bo ich po drogach łapać będą, do biskupa, do królowej, do senatorów, aby wojsko bodaj wysłali na obronę króla.
Świdrygiełła znają wszyscy, że szalony jest. Nie może bratu zapomnieć, że się długo tułał a poniewierał; około niego sami tacy ludzie jak on... pijanice i zbóje.
Miejcie się na baczności dniem i nocą... My modlić się będziemy.
O ucieczce z królem ociężałym i starym myśleć nie było można.
Z klasztoru nie mieli kogo wysłać do Polski, musiał więc Zaklika obmyśleć z innymi, kogo z czeladzi i w jaki sposób wyprawić tak, aby się to nie wydało i żeby go nie pochwycono w drodze...
Nazajutrz rano, gdy Jagiełło, wciąż dobrej myśli będąc i sądząc, że wszystko ubił pierścieniem, oczekiwał podziękowania i odwiedzin; zajechał na zamek Świdrygiełło z całym ludzi orszakiem, a sam wpadł hałaśliwie do komnaty króla już po rannym obiedzie, pijany i czerwony cały.
Król śmiejąc się, witać go chciał dobrem słowem, gdy zaczął krzyczeć od progu.