Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 044.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wysłańcy Zygmunta doktór Baptysta i Roth, dotąd na Litwie siedzą i nie przestają o koronacyję podżegać. Witold zna naszego króla dobroć i powolność i na nią rachuje.
— Tak! tak, wszystko to ja wiem i myślałem o tem — przerwał Jagiełło smutnie — ale... Małdrzyk zaręcza, że on już się starania o koronę wyrzekł, że mowy o niej nie będzie.
— A zkąd Małdrzyk wiedzieć może, co u Witolda na myśli? — wtrącił Wicek z Szamotuł. — On się nikomu nie spowiada, a to co mówi, nie jest wielką rękojmią. Często obiecuje co innego, a robi potem co mu dogodnem.
Jagiełło słuchając, zaczynał się coraz bardziej zasępiać i wzdychał.
— Radźcie więc — rzekł ponuro — radźcie. Ja bez was nic stanowić nie chcę, abyście mi potem nie wyrzucali, żem piwa nawarzył.
Zbigniew biskup zamyślony, czoło pocierał.
— Tej sprawie o koronę razby koniec ucznic należało — zawołał. — Podróż królewska możeby się przyczyniła do potargania tych węzłów, które Witolda wiążą ze zdrajcą Luksemburczykiem.
Ja niczego się tak nie boję, nawet samego Witolda, co dobroci i powolności pana naszego.
Na tę wymówkę król nie odpowiedział, jak gdyby jej nie słyszał. Znał siebie dobrze, przychodziło mu na myśl i to, że królowa go ostrze-