Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 035.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Znał jego przywiązanie do Sonki i gotowość stawania w jej obronie.
Wieści złośliwe ustały były wprawdzie i ludzie nie śmieli powtarzać starych potwarzy, Hinczy jednak zdawało się, że wyprzysiężenie się nie starczyło...
Malski szczególnie mający nabożeństwo do N. Panny Różańcowej, chadzał często do ks. Dominikanów — tu u wyjścia czekał nań Hincza...
Gdy go powitał, z początku ledwie poznać go mógł ochmistrz i dopiero z głosu przypomniał. Od więzienia w Chęcinach, Hincza był wielce zmieniony. Nie mówiąc już o tem, że mu twarz zczerniała, był cały jakby nabrzękły, ciała nabrał i zestarzał.
— Że mnie wasza miłość, starego sługi nie poznajesz, nie dziwuję się — rzekł Hincza. — Jak Piotrowin z grobu powstałem i zapomnieć o tem nie mogę, com w tym grobie w Chęcinach wycierpiał... Jako człowiek rzetelny, nie chciałbym za to Straszowi być dłużnym...
Mniejsza zresztą o mnie — ciągnął dalej — przebaczyłbym dla ran Chrystusowych krzywdę własną, ale łez i sromu królowej naszej darować mu nie mogę.
— A cóż myślisz? — rzekł Malski.
— Nie dosyć na tem, że królowa przysięgła — zawołał Hincza. — Działo się to na zamku, mało kto wie jak, a wielu ramionami rusza.