Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 173.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trząc na to, wzięła się za siermięgę a wirować i okręcać poczęła śpiewając, coraz głośniéj, coraz żywiéj, przerywając sobie śmiechem.
Wilcy wyć zaczęli, podniósłszy do góry paszcze, wicher się wzmagał coraz silniejszy. Wszystko się zdawało w tym tańcu śmierci przez wiatr przyniesionym okręcać, trup, stara niewiasta, krucy w powietrzu, wilcy co drzewo obiegali dokoła i chmury na niebie, z poza których księżyc zbladły to się odsłaniał, to chował w nie i poszarpanemi otworami ich przeglądał. Jak muzyka świszczał wicher w drzew gałęziach i po jarach i po suchych błot trzcinach.
Stara pieśń nuciła, obracała się żywiéj coraz, szalonym wirem, aż zachrzęszczało u góry, stanęła, z gałęzią razem trup wisielca leciał na ziemię i padł u nóg jéj. Stara nad nim stanęła, księżyc wyjrzał z za chmury... patrzała zdala, zbliżyła się powoli. Siadła u pnia i ostrożnie głowę z wydzióbanemi oczyma wzięła na kolana.
W tejże chwili pieśń u kołyski, na myśl jéj przyszła i śpiewać ją zaczęła i płakać znowu...
Kruki siadły na dębie i krakały jéj nad głową, wilcy się przysunęli tuż, tuż, i wąchać zaczęli wisielca. Był dla nich dojrzałym ten owoc dębowy.
W ciemnościach czworo oczu zbójeckich skierowało się na starą, która im łup odbierała, pokazali jéj zęby białe. Zmierzyli się z nią oczyma. Ona wzięła kij stojący u pnia i grozić im zaczęła.