Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 162.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

było kupkę ludzi idącą powoli, Trepka i wszyscy rzucili się w tę stronę.
Poznano wprędce wiernego Grzegorza, który szedł przodem dźwigając nosze z gałęzi, na niém w krwawej opończy leżał ranny czy trup.
Obok noszów, szedł ksiądz, który w obozie towarzyszył panu, a rano mszę o brzasku odprawiał. Gdy się zbliżyli, ujrzeli — króla...
Cały był krwią oblany, ale oczy czarne miał otwarte i usta mu się na pół bólem krzywiły, pół szczęściem uśmiechały. Spojrzał na Trepkę i zawołał głosem słabym:
— Bogu niechaj będzie chwała! zwycięztwo!
Domawiając tych wyrazów omdlał król, postawiono na ziemi nosze, cucić go poczęto wodą, poklękli przy nim wszyscy... Teraz dopiero spostrzeżono iż za noszami ścieżka była krwawa, Kaźmierz leżał cały oblany i zbroczony. Nie czas było nieść go do obozu i namiotu, na miejscu trzeba było rany pozawiązywać i krew zatamować. Pobiegli jedni za płatami, za chlebem i hubami drudzy. Grzegorz wszystkich odpędzając sam zwolna odsłaniał pokaleczone ciało, zdejmował zbroję, rozpinał suknie, ocierał czoło i z macierzyńską troskliwością chodził około wychowańca.
Z omdlenia wracając do siebie Kaźmierz powiódł oczyma, uśmiechnął się i szepnął raz jeszcze:
— Przy nas zwycięztwo!