Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 149.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pała, lub do obozu poszła żegnać się z odchodzącemi nazajutrz towarzyszami.
Postrzegłszy nadchodzącego Trepkę, któremu był winien pielęgnowanie w chorobie, Spytek się podniósł na łokciu.
— Cóż to już ciągniecie? żegnać się chcecie?
— Jeszcze nie z pożegnaniem przyszedłem — ozwał się stary stając nad nim, i oglądając się na Wszebora, który się przybliżył. Przychodzę do was w poselstwie od króla.
Ruszył się Spytek niespokojnie, i podniósł oko zakrwawione.
— Od króla? do mnie? a cóż miłościwy pan może żądać od starego kaleki?
— Żąda abyście mu dali dowód dobréj woli dla niego — mówił Trepka. — Nie ma czém pan miłościwy nagradzać rycerstwa swego, chce abyście za niego dług zapłacili.
Nie rozumiejąc Spytek, usta otworzył szeroko, a czoło mu się namarszczyło.
— Nie drwijcie ze starego kaleki! — zawołał.
— Nie pora na żarty — mówił Trepka. — Oto stoi przed wami ten, któremu królewski dług zapłacić macie, Wszebor Doliwa!
Domyśleć się musiał Spytek, i namarszczył czoło groźnie, nie rychło począł ruszać ustami a widać było że gniewem się burzył.
— No, cóż mu mam dać! Sam nic nie mam! zawołał.