Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 137.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ściągały i ztamtąd wyruszyć miały, aby rycerstwo Kaźmirzowe otoczyć, a nie wypuścić ani żywéj nogi. Codziennie przybywały posiłki nowe, których Sobek zliczyć nie umiał i powtarzał tylko że było ich jak mrowia, a obóz nad Wisłą pięć i sześć razy większy mu się zdał niż królewski.
Otaczający Kaźmirza, obawiając się wrażenia jakie ta powieść uczynić mogła, usiłowali odwieść bartnika od przesadzonego liku; a stary potrząsając głową, trwał przy swojém uparcie, i jedno ciągle powtarzał, iż się mierzyć z Masławem nie było można.
Król milczał, z twarzy jego spokojnéj poznać nikt nie mógł, jakie to na nim uczyniło wrażenie. Słuchał nie zmrużywszy oka, nie poruszywszy się nawet, na księdze trzymając rękę...
Gdy bartnika rozpytawszy odprawiono, Kaźmirz odezwał się do otaczających:
— Mamyż się mnogości ulęknąć, jakbyśmy sprawie naszéj nie wierzyli? Za krzyż i wiarę walczymy...
Topor i inni skłonili głowy; jeden tylko odezwał się wzdychając:
— Pospieszać nam potrzeba było, nim się ta czerń zebrała!
— I bylibyśmy to uczynili — dodał król — gdybyśmy na posły i posiłki z Rusi nie oczekiwali. Lada dzień się ich spodziewamy, gdy te przybędą, a odpowiedź przyjdzie pomyślna, ociągać