Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 131.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kazał pilnować kądzieli, przypisywał krzątanie się ciekawości niewieściéj, zalotności niegodziwéj; gdy potém długo ich nie było, narzekał że o nim starym zapomniały, a wolały się gzić gdzieindziéj.
Dla pięknych oczów Kasi byłoby mu i z Wszeborem wygodnie i u Belinów jak w domu, gdyby jeżem umiał być przestać. Tomko, który się rozmiłował w dziewczynie, ojca by na rękach nosił, a rodzice jego, widząc to, zjednać go sobie pragnęli. Ale przystępu doń nie było. Przysposobiono mu izbę osobną, aby go od Wszebora odciągnąć; nie przyjął jéj, nie chcąc za nią być wdzięcznym. Nikomu z nim, jemu z nikim dobrze nie było. Starego wojaka, mężnego rycerza, szanowano choć kąsał.
Ponad głową jego, czując się współzawodnikami, Wszebor i Tomko patrzali na się takiemi oczyma, jakby się pozjadać chcieli.
Mszczuj teraz, pokochawszy Zdanę, a coraz pewniejszym będąc że i ona mile nań patrzy, odstąpił nieco od brata, a do Belinów się zbliżył.
Gdy w obozie wszystko było wojną i przysposabianiem się do niéj zajęte, na horodyszczu około młodego króla powoli zadzierzgała się ta sieć zabiegów o łaskę pańską, o ucho, o przewagę w rodzie, która każdą siłę otacza. Ci co dali dawniéj dowody wierności Kaźmirzowi, dziś upominali się o swe prawa i zaufanie; winn cisnęli się o przebłaganie, przebaczenie, usprawie-