Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 043.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kasia spojrzała na nią i w niebieskiém jéj oku błysnął ogień rycerskiego dziecięcia.
— Same sobie śmierć zadamy — zawołała — niżbyśmy się w ich ręce dostać miały! nigdy! nigdy! Ale O. Gedeon powiada, że Bóg uczyni cud i wyzwoli nas, a O. Gedeon świętym jest człowiekiem i Bóg mu nieraz prorokować dozwala!
Mówiła jeszcze Kasia, gdy Tomko się ukazał na dole. Wyrazy jéj na ustach zamarły, spuściła oczy, bo idąc tak, spojrzał na nią, strasznie jakoś, przeszywająco, że spojrzenie to uczuła w sercu, oddechu jéj nawet zabrakło.
Zdana łajała go, że je obie, nagle tak wchodząc, nastraszył, a Kasia już mu się uśmiechała.
W tém z izby na wyżkach, ode drzwi głos Spytkowéj dał się słyszeć.
— Kasia... ten wicher dziewczyna! gdzie się znów ona podziała?
Dziewcze z objęcia Zdany wyrywając się nagle, spojrzało raz jeszcze z uśmiechem ku Tomkowi i znikło.