Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 040.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obozowisko, zdążając wprost drogą ku wrotom zamkowym.
Stojący na zaborolach Wszebor, pierwszy zawołał.
— Masław!
Biegli wszyscy oglądać go, z rycerstwa bowiem mało kto za młodu nie znał Masława na dworze Mieszka i Ryksy, każdy chciał zobaczyć, co się z pyszałka owego zrobiło. On to był w istocie. Jechał na czarnym koniu z grzywą długą, we zbroi cały, w hełmie z kitą na głowie, w płaszczu jakby królewskim czerwonym ze złotem, otoczony drużyną, w któréj znać było, że królewską naśladować chciała. — Pachołek jeden tarczę za nim wiózł, drugi łuk i strzały, trzeci miecz wielki. Gromada strojna i zbrojna, otaczała nowego knezia, który w bok się ująwszy, z podniesioną głową, prost jechał na wrota, pogardliwém okiem rzucając na horodyszcze.
Już miał Mszczuj, zmierzywszy z łuku, puścić ku niemu strzałę, obrachowawszy, że dosiądz może, gdy go powstrzymano. Cała czereda pańska stanęła z obnażonemi głowami, otaczając go i słuchając wydawanych rozkazów.
Z ruchów rąk wnosić było można, że i o haci, którą z drugiéj strony kładziono, opowiadać musiano.
Masław słuchał stojących przed sobą, roztargniony, okazując im niemal pogardę. Zawrócił