Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 009.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



I.



Następnych dni w dolinie się nic jeszcze nie zmieniło — nie przybywały siły nowe, te które nadciągnęły, nie ważyły się bliżéj horodyszcza przystąpić; wewnątrz ciągle się pilno około obrony krzątano. Stary Belina z wałów prawie nie schodził, lub po podwórcach się przechadzał, albo do ostrokołów zaglądał, na oku ciągle mając ludzi, surowszy dla nich, niż kiedy, sam téż nie spoczywając prawie. Gdy go głód znużył, szedł wołać, aby mu garnek podano, i tą samą strawą, która dla wszystkich służyła, posilał się stojąc, nawet za stół nie siadłszy.
Widok téż tego starca i przykład jego, zmuszał drugich, by na małém przestawali, szemrać nikt nie śmiał.
Okopy od strony rzeczki i moczarów stały już