Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 179.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i mrokach, ginęła nawet nadzieja dnia i życia nadzieja. Zdało się jakby ciemności tych umarłych na wieki, nic nie mogło rozjaśnić, ani téj ciszy przeniknąć.
Sobek przyłożył ucho do wilgotnéj ziemi, aby wiedzieć czy zapalenie ognia nie groziło zdradą. Nie słychać było nic, nawet szelestu gałęzi, bo najmniejszy wietrzyk ich nie poruszał. Noc zamknęła wichry w swym łonie i nie dała im bujać po świecie. Bartnik dobył zwolna dwóch suchych drzewa kawałków, które zawsze z sobą nosił i począł trzéć je, aby ogień naniecić.