Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 141.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Gadaj synku, gadaj — rzekła Wygoniowa — mnie głosu twego słuchać miło... Ja zawsze, zawsze mówiłam nad kolebką twoją, że ty godny kneziem być, królować!
Wyciągnęła ręce.
— Królem ja cię nazywała, ja, ja stara wiedźma szalona! Pamiętasz! — mówiła cicho — pamiętasz... Pomacaj się na czole, z prawéj strony masz bliznę... Byłeś mały, padłeś na kamień i rozbiłeś głowę, jam ci ranę jak pies lizała... Tyś na moich kolanach płakał i za palec mnie ugryzłeś! a to była przepowiedź tego co się ze mną i z tobą miało stać... Ja nogi ci liżę, ty mnie depczesz nogami!!
Zakryła rękami oczy i zaszła się od płaczu, Masław stał. Widział Wszebor jak bladł, jak mu się twarz mieniła, jak naprzemiany słabł i mężniał.
— Pleciesz duby smalone, stara! — zawołał — na czole żadnéj nie mam blizny, nie znam ciebie! Mam tylko litość nad tobą... Siedź cicho chcesz li być całą, a milcz! Stul gębę i nie śmiéj mówić żebyś ty mi matką być miała.
A pomilczawszy, dodał cicho:
— Gdybyś ty matką była, nie psuła byś mnie u ludzi, nie robiłabyć wstydu przed światem. Ja kneziem jestem i będę... tyś pastusza wdowa...
— A ty kneziu miły, pastuszy syn! — smutnie rzekła stara. — O! bodajci było z biczem chodzić za trzodą, nie z mieczem na gardła cudze nasta-