Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 038.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Złym Bóg dopuszcza godzinę zwycięztwa, ale im panowania nie daje. Idźcie, zbierajcie się, radźcie, pana szukajcie. Bóg będzie z wami.
Kościoła mi żal, lecz oczy moje widzą, jak się podniesie, jak się w nim ozwą hymny i chwała Pana sławić będzie! Nie dajcie sercom słabnąć, ufajcie Bogu! Bóg ocali!
To mówiąc, słabnął starzec, głosu mu nie stawało, chylił się już, drżącą ręką na cztery strony krzyż zakreślił błogosławiąc słuchaczom, którzy głowy skłonili, i zamilkł, chyląc się ku ziemi. Nadbiegł Dębiec, niosąc garść słomy, którą był przysposobił dla siebie i na niéj układł znużonego, który ręce na piersi złożył i powieki jak do snu zamknął. Milczeli wszyscy — ogień przygasał, i reszta téż do spoczynku siębrała...
Niebo na noc, zwolna się z chmur oczyszczać zaczęło, gdzieniegdzie na niém przez rozdarte obłoki, migały gwiazdki blade. Wiatr ustawał, cisza coraz rzadziéj przerywana szumem w powietrzu, rozkładała się nad doliną, w ciemnościach stojącą. Pasek tylko jeszcze wązki niebios, ostatkami zachodnich brzasków się świecił.
Słowa natchnione starca, serca trochę dodały, myśleli wszyscy co jutro poczynać, a choć się nie radzili, zgadzały się ich myśli.
Swoich szukać trzeba było i do kupy zbijać, nadziei nie tracąc. Trzem jezdnym przybywał cię-