Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 018.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzuconéj zdartéj, połatanéj siermięgi. Nogi jego okrywały spodnie z płótna grubego, poobwiązywane sznurami u dołu, które skórznie podarte utrzymywały. Twarz wynędzniała, żółta, z oczyma blademi, miejscami włosem porosła, podobniejszym go czyniła do trupa wstającego z grobu, niż do żywego stworzenia. Padłszy na kolana, załamane ręce podniósł do góry.
— Wy żywi! — krzyknął.
Wojak nie odpowiadając nic, ręką wskazał na wiszącą kawałami porozdzieranemi zbroję, na poszarpane i poranione ciało.
— Żywem! — rzekł głosem bez dźwięku — żywem, ale po co żywot, gdy wszyscy moi poginęli, gdy nam tylko grób został!..
I powiódł oczyma dokoła.
Klęczący wstawał powoli i mówił ochrypły, drżący.
— Ja czwarty dzień tułam się po lesie, trawę gryzłem, liście ssałem, grzyby suche jadłem i korę, ledwie dusza w ciele.
— Dziękuj Bogu i za to — zamruczał uzbrojony — ja téż nie wiem czy żyję — nie wiem jak żyję... a na co dziś życie się zdało.
W milczeniu ten, który powstał z ziemi, przysunął się i w rękę pocałował mówiącego. Stali oba nie mogąc znaleźć słowa.
— Jakżeście ocaleli? — spytał po tém cicho.