Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 189.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a teby się tym zdały, którym Bóg takiej rozumnej twarzyczki nie dał.
— A że ja i nie myślę nawet za mąż się wydawać, tem ci mniej mi potrzebne, rzekła Laura.
— Wojewoda patrzał ciągle na nią.
— Dla czegóż nie myślisz iść za mąż? przepraszam, że nie tytułuję, alem stary, asindźkabyś wnuczką moją być mogła...
— Nie mam do tego stanu powołania, odezwała się Laura...
— Cóż? czy do klasztoru? tegobym pochwalić nie mógł, bom protestant...
— Ja także odparła Laura...
— A nie wiem nawet nazwiska, obracając się do Tyszki spytał wojewoda.
— Laura Dobkówna z Borowiec...
— Hę? pochwycił zdumiony stary. Cóż? czy Adama wnuczka? Salomona córka...
— Pan znałeś moją rodzinę?..
— Znałeś! zawołał wojowoda. Adam miał za sobą siostrę moją rodzoną, o której zgonie straszne rzeczy powiadano... i o nim także... Waćpanna jesteś moją wnuczką...
Słysząc to wszyscy osłupieli, Eliasz aż przybiegł do stołu bliżej, by się staremu przypatrzyć.
— I mówcież tu, że nie ma Opatrzności! zawołał wojewoda ręce składając, i powiedźcie mi, że to przypadek!
Laura schwyciła jego rękę, on całował ją w głowę, wszyscy stali milczący.
— Mam więc kogoś z rodziny co się przyznaje do mnie! zawołało dziewczę ze łzami w oczach...