Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 186.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A to sobie odpiszcie! rzekł wojewoda: ja moje pieniądze muszę mieć — i to natychmiast...
— Bardzo dobrze! bardzo dobrze, odparł Teper obracając się do pana Louis: jak tylko kassę otworzą, proszę natychmiast...
— Ja czekam...
— Dla czego pan wojewoda ma się fatygować, ja — odeszlę.
— Dla czegobyś pan baron miał ludzi swych fatygować, ja czekam...
Teper otarł z czoła pot zimny i począł się Tyszce przypatrywać. Louis z tyłu chrząkał na niego, podniósł się. Wyszli razem do drugiego pokoju... Po kilku cichych słowach, baron zbladł, zakręcił się... i zakąsił usta jakby z bolu. Natychmiast wybiegł do pierwszej izby i siadł naprzeciw wojewody z twarzą zmienioną, kazawszy drzwi od dalszych mieszkań zamknąć.
— Panie wojewodo, odezwał się: bardzo pana dobrodzieja przepraszam, w tej chwili dopiero odbieram wiadomość, że pieniądze należne mi z Holandji nie nadeszły, jestem chwilowo w kłopotliwem nieco położeniu... Nie ciągnie to za sobą nic, pozycja moja pewna, ale godzina stanowi często o wszystkiem. Czy pan wojewoda zechcesz mnie gubić dla mizernych pięciu tysięcy czerwonych złotych, które jutro mieć będziesz?
— Ja, ciebie, mosanie baronie, odsapnął wojewoda, nie gubiłbym, bo ja i robaków nie depczę, a chodząc po ogrodzie pilnie patrzę, abym niewinnego zwierzęcia życia nie pozbawił; jabym cię nie gubił, ale mam obowiązek święty ratować tych, których ty gu-