Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 168.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Honory... miłymbyś był dla mnie, ale każdy dowód twego przywiązania jest odkradzionym ze skarbonki biednej Zosi... Niechcę byś ty był złodziejem dla mnie, a ja...
— Przecież choć w tej chwili żałoby, odezwał się chorążyc, wolno mi przynieść ci pociechę, otuchę i pomoc...
— Życie moje niepocieszonem już być musi, rzekła Laura, takie przeznaczenie. Miałam szczęśliwe dni dzieciństwa i ich wspomnieniem żyć będę...
— Lecz nie pozostaniesz tu przecie? spytał Honory.
— Nie wiem co uczynię z sobą, rzecz to obojętna teraz... Wszędzie gdzie będę, poniosę z sobą dolę moją... mój Honory, niechże jej nie obciążają zgryzoty... i wstyd samej siebie, niech zostanę godną mojego dobrego ojca i tego ideału, jaki sobie dla Laury wymarzyłam w młodości...
Honory stał milczący, poglądając na nią z boleścią...
— Życie się moje skończyło dla mnie, rzekła, trzeba je zużytkować dla ludzi...