Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 105.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dalipan, coś znajomego? co waćpan tu robisz? zapytał.
— Zostałem podczaszym u starościnej!
— A wojsko?
— Porzuciłem dawno!
— Jesteśmy w kuzynostwie, cioteczni, uczuła potrzebę dodać starościna.
Generał popatrzawszy się na kameryzowany nos kuzyna, skłonił tylko głowę i nic nie odpowiedział.
Po kilku kieliszkach, rozmowa wspomnieniami karmiona, ożywiać się zaczęła; generał opowiadał o sobie, swem znaczeniu i stosunkach.
— Przyznam się generałowi, przerwała jejmość, iż na te wpływy jego rachować się ośmieliłam... Nieszczęśliwa wdowa i sierota... mam prawo do twego współczucia.
— Hm! rzekł generał podnosząc kielich do góry, ja pani mojej powiem z całą otwartością. Wpływy, stosunki, drogi mam... ale... trzeba znać czasy i obyczaje; wszystko to dobre, a nic dla tego nie robi się bez pieniędzy.
— A! mój generale, to ja wiem, zawołała Dobkowa; ale my i z pieniędzmi sami nic nie zrobimy...
— Z pieniędzmi i zemną, mówił generał, zrobicie co zechcecie. Prosić o protekcję darmo!! Kochana starościnko, życie tyle kosztuje! każdy ma ogromne potrzeby! wszyscy żyją zbytkownie... zkądżeby na to wzięli? Muszą się żywić u tych, którym służą: ręka rękę myje...
— Mój generale, to się rozumie! uśmiechając się zakończyła Dobkowa, o tem pomówimy...
— Główna rzecz, z cicha dołożył Sapora, co się