Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 074.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tylko żyć mogę... Tak mi tu dobrze, a usycham tęskniąc do nich. Gdzieś tam dusza moja do tego gniazda przykuta. Mów, co tam u was w Borowcach?
Aron z razu nie bardzo chciał mówić — głową pokręcił, brodę ciągnął i wzdychał.
— Cóż tam może być teraz dobrego, rzekł w końcu, kiedy jasnego pana nie ma? Komissja nic nie zrobiwszy dała się czy kupić, czy... ogłaskać przez jejmość... Zrobiła co chciała — dali jej administrację. Zniszczą tam teraz wszystko, że kamień na kamieniu nie zostanie. Sprzedają wszystko, byle pieniędzy dostać, las, zboże... co gdzie jest! Gospodarstwo nowe, ludzie nowi, starych powypędzano...
— A komissja? spytał Dobek niespokojnie.
— Komissja? pokopała, poorała, popsuła co mogła, a nie znalazłszy nic, pojechała zkąd przybyła, mówił Aron... Najedli się, napili, nabrali co wlazło... a czego nie wzięli, zostawili jejmości... Ona tam z Będziewiczem i rotmistrzem króluje.
Salomon spuścił głowę na piersi — poczęli coś szeptać cicho....
Laura słuchała stojąc z boku. Po długiem milczeniu i odrętwieniu ojca, chwilowe jego odżycie, zagrzanie się choćby gniewem — zdawało się jej szczęśliwym wypadkiem. Powracał trochę do tego czem był... obchodziło go coś — myślał, gdy pierwszych dni jakby uśpiony siadywał.
Narady z Aronem trwały dosyć długo, później Salomon chodził żywo, rozbierając co ma począć, a wieczorem, kiedy Laura przyszła mu oddać dobranoc, oświadczył, że radby sam jechać do Warszawy, by jakieś starania rozpocząć.