Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 190.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A jejmość też tylko ją draźnisz...
— Ja jestem za powolna! inna w mojem miejscu tegoby nie ścierpiała co ja. A no, do czasu dzban wodę nosi. Ja też nie zawsze taka będę.
Powtarzało się to tak często, iż pan Dobek pod wpływem ciągłych użaleń zaczął na córkę nastawać, żeby się starała zbliżyć do macochy...
Laura wysłuchała cierpliwie ojcowskiej prośby...
— Mój drogi tatku, rzekła: ja nie umiem kłamać... a gdy do kogo wstręt czuję, muszę mu to okazać. Od pierwszego wejrzenia na tę kobietę nie mogłam jej znieść, nie znoszę... Unikam, złego nic nie czynię, a do kochania nikt w świecie zmusić mnie nie może... nawet ty ojcze. Nie potrafię przymilać się, gdy wstręt czuję... Schodzę jej z oczu, nie narzucam się... czegóż więcej żądać może?..
Pozostawało wszystko w tym stanie przeciągając się z dnia na dzień...
Z wiosną nadchodzącą, panna Henau, która ciągle kaszlała od lat kilku, zapadła mocniej na zdrowiu...
Laura miała powód siedząc ciągle przy niej, nie przychodzić do stołu – i mniej widywać macochę... która nie mogąc jej dokuczyć, coraz była kwaśniejszą i gorszą. Stan panny Fryderyki tak dalece się pogorszył, iż wkrótce i przechadzać się po pokoju było jej trudno... doktora o mil dziesięć żadnego wówczas nie znaleźć było, a nikomu też na myśl nie przyszło słać po niego. Dawano różne ziółka, które stare kobiety radziły, smarowano rozmaitemi tłustościami... zresztą zostawiano ratunek naturze, która już pannie Henau nic pomódz nie mogła. Zmartwienie doznane w ostatnich czasach przyspieszyło rozwinięcię się zarodu su-