Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 166.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Honory zapraszany, choć mu pani macocha kwaśną robiła minę, a rotmistrz codzień przypominał, że sanna teraz dobra, a potem nagle przepaść może, siedział, zapominał o domu i wyrzucał to sobie. Z razu nie myślał wcale o kochaniu, ani się obawiał rozmiłowania w tej siostrzyczce; dopiero po kilku dniach postrzegł się, że siedzieć dłużej byłoby niebezpieczeństwem. Sumienie kazało mu uciekać od patrzących oczu i serdecznego wejrzenia dziewczęcia, które żadnego uczucia utaić nie umiało...
Nawet panna Henau nigdy nic złego nie przypuszczająca, dopóki dowodów jawnych nie było... zaczynała się trwożyć zbytkiem czułości Laury dla pana Honorego... Było to tak bijące w oczy acz niewinne, że panna Fryderyka uznała za obowiązek swój rozmówić się z wychowanką.
Jednego dnia rano, nim jeszcze Honorek, który tu na kawę przychodził, został powołany, panna Henau zbliżyła się do Laury, objęła ją, popatrzywszy długo w czyste jej niebieskie oczy, szepnęła:
— Droga moja... jabym ci coś powiedziała.
— Śmiało, cioteczko! cóż takiego?
— Mnie się zdaje... tylko mi się nie burz na to co ci powiem..., że ty jakoś dziwnie zajęłaś się tym bratem i możesz mu mimowolnie zawrócić głowę.
— Ja? jemu? głowę zawrócić? z wybuchem radości przerwała Laura. Ciociu? mogłożby to być? Ot! tobym była szczęśliwa!
— Jakto? ależ zaręczony?
— To co? zawołała Lorka: to niech się żeni, ale całe swoje życie niech o mnie myśli, kocha, marzy i oddycha!