Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 136.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Noskowa usłyszawszy to, nie mówiąc nic, pociągnęła za niemi.
Stół od dawna był przygotowany. Laura po raz pierwszy na prośbę ojca zasiąść przy nim miała obok tej niewiasty obudzającej w niej wstręt niewysłowiony. Dawniej u tego samego stołu ona pierwsze zajmowała miejsce; dziś chciała mieć ostatnie, ażeby być od niej jak najdalej.
Piękna wdowa, która zwykle miała aż nadto odwagi i zuchwalstwa, teraz się przelękła, aby w chwili gdy dosięgła zamierzonego celu, starzec się jej nie wyrwał, lub los nie odwlekł upragnionego ślubu: stała zmieszana widocznie i onieśmielona! Czuła, że wszystko, co ją tu otaczało, nieprzyjazne jej było. Po krótkiem oczekiwaniu wszedł pan Salomon z Eliaszem. Blady był, a na twarzy jego malował się przestrach i smutek. Właśnie tego dnia ksiądz kanonik Żagiel, który przyszedł dla zapisania metryki i potrzebnych informacji do wdowy, siedząc u niej przeszło godzinę, opowiedział o wszystkiem, co tu w koło ruin tego zamku krążyło... o dziwnych grobach, o zniknięciu ojca pana Salomona, tajemniczej śmierci jego żony... Mimo energji i odwagi, pani Noskowa nieco się zlękła tych legend. Według jednej z nich, tak samo jak znikł ojciec, znikały tu czasem dawniej żony Dobków... a lud prawił, że je po lochach zamykano i głodną morzono śmiercią. Ks. kanonik opowiadał o tem jak o dziecinnych bajkach, do których żadnej nie przywiązywał wagi; na pani Sabinie jednak zrobiło to dziwne wrażenie obawy. Wstydziła się przed sobą sama... lecz prawie żałowała że ją bogactwa starca skusiły... Drzwi zamknięte na rygle przez godzin kilka, stary schowany gdzieś z Eliaszem,