Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 247.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Skłoniła się po raz drugi.
Hrabia bukiet, nie mając snadź go gdzie złożyć, powoli patrząc w oczy Laury, rzucił u jej stóp na podłogę... Pochwyciła go z niej żywo...
— Śliczne kwiaty... mój Boże! za godzinę umrą... a ta woń, to ich konanie... im bliższa śmierć, tem silniej wyziewają tego ducha... zawołała Laura jakby do siebie. Panie hrabio, tak i z nami, im więcej blasku, uroku, woni, tem bliższa śmierć. Bądź pan pewien!
Ukłoniła mu się jeszcze.
Hrabia Artur stał wyjść nie mogąc, oczarowany.
Ukłon jeszcze jeden żegnał go raz ostatni, i Laura widząc, że się go nie pozbędzie... wyszła szybko do swego pokoju...
Hrabia na palcach zbliżył się do Lassy...
— Potrzebuje się z panią widzieć i pomówić! szepnął. O trzeciej jestem w Saskim ogrodzie...
Poznał z twarzy z kim miał do czynienia...
Lassy wskazała mu palcem drzwi, potem położyła go na ustach i szepnąwszy: — Będę! — śpiesznie uciekła do swego pokoju.
Wszystko to co się koło niej działo, uszczęśliwiało miłą towarzyszkę Laury, była w swoim żywiole... Sieć ta drobnych intryżek mogła doskonale posłużyć w końcu do zgubienia dziewczyny, czego sobie właśnie życzyła macocha, a tymczasem posługiwała osobistym interesom pani Lassy. Dla niej było zupełnie obojętnie, w jaki sposób zgubi się Laura, byle puściła się w życie, do którego jej pomoc doświadczonej, starej intrygantki mogła być użyteczna.
Nierychło ukazała się znowu Laura w saloniku, z książką w ręku, zamyślona, zniecierpliwiona i jakby