Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 185.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

raj? A gdy raju tego nie ma, czemuż nie polecieć do piekła?
— Między piekłem a rajem, pozwól, że coś trzeciego być może
— Może, odpowiedziała dziewczyna, ale to trzecie jest drogą ciernistą do raju.. a komu on zamknięty, temu i drogi zaparte. Po co iść, gdy dojść nie można?
Honory zamikł, ścisnęło mu się serce... Chciał ją ratować, brakło słów, środków... nawet mocy nad nią. Zwyciężała go jednym wyrazem. Kłócąc się, rozmawiając, milcząc doszli do drzwi jej domu; Lassy dobijała się do nich; Honory wziął jej rękę dla pożegnania, przycisnął ją do ust...
— Niedobra jesteś dla mnie, rzekł.
— Tyś nielitościwy...
Obróciła się z uśmiechem dziwnym.
— Ale jutro przyjdź jak najraniej.. nauczę cię sceny, którą musisz deklamować zemną.
— Ja?
— Tak, ty...
I znikła, a drzwi się zamknęły...
W Honorym walczyło tyle sprzecznych myśli i uczuć, wspomnień, planów... że zaczynał wątpić, czy się z tego zamętu wyplątać potrafi. Szedł do Marywilu pogrążony w dumach, przybity, niepewny co pocznie, liczył dni upłynione w podróży i w Warszawie, przerażał się swą bezczynnością, słabością swą dla Laury... Czuł sam, że były godziny, w których prawie się jej mógł dać pociągnąć gdzieby zapragnęła. Miałże uciekać czy zostać? Każdy dzień mocniej go tu przykuwał.
Uratować ją było niepodobieństwem, zginąć samemu,