Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 182.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zbieraną drużyną miał przed królem i kiedy popisać. To już kasztelanowa ułożyła z góry. Nic łatwiejszego nie było nad zaproszenie króla na wieczór do Powązek, których dziedzice niejeden raz teatrem się zabawiali i wszystko ku przedstawieniu potrzebne mieć mogli. Cale inaczej wyglądał naówczas lasek i sielska niby osada w Powązkach. Była to czarująca villegiatura, na jaką tylko olbrzymiego majątku familia zdobyć się mogła. Przejeżdżający mimo, nie widział tam nic, oprócz pięknie utrzymanych trawników i niby dziko rosnącego lasu, w którego układzie i ustawieniu czuć było smakiem wielkim kierowaną dłoń człowieka... Gdzie niegdzie na kanale rzucona mostku arkada, w cieniu zarośli bielejący namiot, dalej ruina bluszczami osłoniona zdradzała jakąś niespodziankę. Dopiero bliższe rozpatrzenie się czarowne dawało poznać ustronie... Przyparta do lasu osada, złożona z chat drewnianych krytych słomą, stojących wśród małych ogródków, ze swemi szopkami i chlewkami, kryła pod tą niepozorną skorupką ubóztwa największy przepych, na jaki się naówczas zdobyć było można. W tym czasie spragnionym wrażeń, szukającym kontrastów, chciwym nowości, nie starczyło już pałaców, ukrywano zbytek największy pod słomą, korą i nieokrzesanemi bierwionami, ażeby ten co go tu znajdował, mocniej jeszcze uczuł jego wartość. Całe Powązki były takiem oszukaństwem, w którem pod najskromniejszą szatą kryły się wytworne gniazdka z królewską urządzone wspaniałością. Był to jakby sen złotego wieku wśród natury, stylem XVIII-go wieku wyśpiewany.
Życie w chatkach było bardzo modne... książę Radziwiłł budował osadę w Albie, której w słomianym