Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 175.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Laura zamilkła.
— Biedny ojciec, odezwała się, cóż poczniemy z nim? co mu powiedzieć? Że żyję. Co mu skłamać? Chyba, żem w klasztorze... Napisz, dodała, żeś mnie widział, że powracać nie mogę.. żem ci uciekła... albo, albo sama nie wiem już co... To tylko jedno rozumiem, że nie powrócę do macochy!
— A jeśli mnie spyta, gdzie cię spotkałem, jakem cię porzucił? co mu mam powiedzieć, napisać?
— Pisz i mów co chcesz! nie pytaj mnie, kończ tylko tem, że, — nie powrócę... a jeśli chcesz, dodaj, dopóki macocha będzie w naszym domu królowała...
— Czy sądzisz, odezwała się po chwili, nie odbierając odpowiedzi, że mnie siłą do powrotu w dom rodzicielski zmusić mogą?
— Zdaje mi się...
— Ale dziś dosyć na tem... dosyć... nie truj mi moich kilku dni jasnych... nie chcę mówić o tem...
Nad wieczór tego dnia Laura na chwilę rzuciwszy Honorego i panią Lassy... wyszła i powróciła ubrana po męzku. Idziemy na przechadzkę, rzekła, ztamtąd do kasztelanowej, która na nas czeka, nieprawda Lassy?
Stara potwierdziła.
— Jakto? w tym stroju? zapytał chorążyc:
— W nim oni mnie tam znają.
— I ja mam towarzyszyć...
— Nieodzownie, jesteś waćpan moim stryjecznym bratem...
Wszystko to tak lekkomyślnie, śmiało, zuchwale się odbywało, że Honory nie miał prawie czasu ani się sprzeciwiać, ani odwodzić... Laura go przestraszała