Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 125.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wybierałaś, bo pono dla asindźki za młody... odezwała się Kossakowska... I dokądże z tą swą zdobyczą dążycie?
W tem obróciła się ku Lassy, którą dopiero co zobaczyła, a że jej nie znała i wydała się jej wielce śmieszną, rzekła ciszej:
— Czy i to należy do twojego dworu?
Tłuściutka kasztelanowa śmiała się... Zamiast odpowiedzi rzuciła jej — dobranoc!
— Jakto! dobranoc? zaczekaj, rzekła pani Kossakowska... przecież cię tak nie puszczę, musisz do mnie iść na wieczerzę, to mi przynajmniej wesołości trochę przyniesiesz z sobą...
Usłyszawszy to Laura, wysunęła powoli rękę i chciała już uciekać, gdy pierwsza z dwóch pań zatrzymała ją.
— Czekaj pan... bardzo proszę...
— Któż ten młodzieniec? spytała Kossakowska... czy szlachcic?
— Niezawodnie, szepnęła pierwsza, chociaż kapturowy być może, za to nie ręczę...
— Bobym go też na wieczerzę prosić mogła, wiek to pono nadchodzi, gdzie byle kto suknię do salonu miał, o dokumenta nie pytają. A ten koczkodan? szepnęła, wskazując Lassy.
— To stara guwernantka! śmiejąc się odpowiedziała pierwsza.
— Zabrałabym ją, niechby już była prawdziwa uczta ewangeliczna, rzekła Kossakowska... Chybiło mi dziś wielu... jedne pojechały na hecę, drugie do pani Krakowskiej... trzecie do dworu... a jam została sama...