Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 120.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dla śmiesznej Lassy, zwracał uwagę wszystkich. Ledwie uszły kilkanaście kroków, gdy za niemi głos się dał słyszeć:
— Lassy! Lassy!
Stara choć wylękła, musiała się zatrzymać, tembardziej, że parasolikiem uderzono ją po ramieniu. Za niemi szła osoba niestara jeszcze, twarzy wcale ładnej i świeżej, ale nadzwyczaj otyła. Piękny owal i drobne rysy ginęły śród rubensowskich podbródków i białych fal i przerosłych wdzięków. Czarne oczy ciekawie zwróciła na towarzyszącego Lassy młodzieńca, wprzódy jeszcze nim przemówiła do niej.
Była to wdowa po panu kasztelanie wiskim, słynna niegdyś z piękności, a teraz z dowcipu, śmiałości i ekscentrycznego nieco postępowania.. Lassy dawała niegdyś lekcje jej córeczce, którą kasztelanowa straciła później i nigdy opłakać nie mogła.
— Zaczekajże, utrapiona Lassy, zawołała, wołam cię, pędzisz kontenta, że ci młody mężczyzna podał rękę... Któż to jest?
Wskazała Laurę, — Lassy nieprzygotowana do podobnego wypadku, zmieszała się i nie wiedziała co odpowiedzieć.
— Któż to jest? powtórzyła kasztalanowa.
Laura chcąc z kłopotu wyprowadzić towarzyszkę, skłoniła się i odezwała głosem cichym:
— Jestem Wawrek Borowiecki...
— Borowiecki? szlachcic?... z jakich Borowieckich? spytała kasztelanowa.
Lecz nie dokończywszy zapytania prawie, zaczęła się śmiać mocno.
— No proszę, rzekła, co to jest moc nałogu! ja co