Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 105.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

góry złote, potem przechodziła do zwątpienia i strachu z równą łatwością jak z niepohamowanego śmiechu do łez... i z gniewu do miłości. W miarę jak się ku stolicy zbliżały, gorączkowe usposobienie Babetty rosło, nieporządek w jej myślach panował coraz większy... Laura zakłopotała się mocno i musiała wcześnie powiedzieć sobie, iż tylko na własną wolę i rozum rachować może... Jeszcze jeden tylko nocleg dzielił je od stolicy... dziewczę coraz było smutniejsze, przewodniczka weselsza. Zajechały zawczasu, a Laura zapomniawszy o tem, że poznaną być może, zmęczona słuchaniem, wyszła przed wrota gospody... gdy z największym przestrachem i zadziwieniem ujrzała przed sobą najniespodziewańsze zjawisko.
Żydowska bryka ogromna, z rodzaju tych, które naówczas miasto dyliżansów służyły, napchana wszelkiego rodzaju podróżnymi... zatrzymała się była przed tą samą gospodą. Woźnica koniom zarzuciwszy trochę siana, poszedł dla nich po wodę, a z wnętrzności tego kafarnaum poczęli się ściśnięci wydostawać podróżni, aby trochę się wyciągnąć i świeżem odetchnąć powietrzem.
Wydobywszy się tylko co z płóciennej budy, kobieta najdziwaczniej w świecie ubrana, w pstrej sukni, zbytecznie krótkiej, i trzewiczkach niewygodnych do podróży, z ogromnym workiem na ręku, siadła na kłodzie, dobywając jakieś wiktuały.. gdy Laura nastręczyła się ruchliwym jej oczom... Była to pani Lassy... z wynagrodzeniem i gratyfikacją, jakiej żądała odprawiona do Warszawy... Smutna odbywała tę wędrówkę w trwodze o swe ruloniki, które na piersiach złożone piasto-