Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 043.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i zmieszało nieco program koncertu, gdyż podobne objawy admiracji nie były we zwyczaju. Obcemu ich wszakże za złe hetman wziąć nie mógł, a do łez się owszem rozczulił... powtarzając:
— Prawdziwie... bardzom szczęśliwy!
W tej chwili czuł się bardziej artystą niż hetmanem...
Naiwny ten objaw uwielbienia, nadzwyczaj ujął dwór hetmana dla młodego chłopca, któremu nawet nie zazdroszczono, że sobie w ten sposób łaski pana domu pozyskał.
Mais il est charmant! szeptały kobiety...
Lecz jak w najjednolitszym chórze zawsze się znaleźć musi jakieś ćwierć-nutki dyssonującej gdzieś incognito, tak i w tem unisono przyklaskującem młodemu Dobkowi był cichy głosik przeczący a kwaśny. Piękna niegdyś Babetta kiwała głową, przekręcała ustami i mówiła do pani St.-Georges po francuzku:
— Nie znajduje pani, że ten chłopiec... ma w sobie coś jakby niewieściego... (quelque chose d’effeminé)?
— Nie, ja tego nie znajduję, odpowiedziała pani Georges; wszyscy młodzi mają ten wdzięk kobiecy trochę, który się ściera później życiem... a bardzo ładny chłopak...
— Tak! ładny, lecz... lecz zbyt wie może o tem, że piękny jest... Zdaje się aż wstydzić tego, tak o tem przekonany.
— Dziwaczysz, Babetto! zawołała pani Georges, i Francuzka zamilkła...
Pomiędzy mężczyznami Dobek znajdował równie wielu admiratorów jak wśród kobiet... L’abbé Mourion