go chłopaka. Bał się, żeby mu nie uciekł, żeby Emilopola nie pominął!
Żywo więc zbliżył się pan hetman, uchylając nieco kapelusza przed stojącym ciągle przy koniu chłopcem.
— Muszę się panu zaprezentować sam, odezwał się; jestem dziedzicem tego kawałeczka kraju, stoisz pan na mojej ziemi... Słyszę, żeś zakłopotany, widzę z twarzy i postawy, że należysz do dystyngowanej rodziny... kładnę na waćpana areszt... nie puszczę go dalej, prosząc najusilniej, ażebyś przyjął u mnie gościnę, wypoczynek, a jeśli w czem mogę być mu użytecznym...
Jestem hetman.....
Chłopak jak wiśnia zarumieniony ukłonił się bardzo grzecznie, i zbliżył do pana hetmana z uszanowaniem.
— Nie umiem wyrazić, rzekł, jak mnie pańska dobroć porusza... lecz byłoby nadużyciem...
— Mój kawalerze, kiedy ja was proszę i obliguję... Widzę, że znajdujesz się w jakimś wypadku..,
— W istocie, podchwycił w ciągłych rumieńcach, nieznajomy; wyznam panu hetmanowi, że uciekam, uciekam zmuszony...
Lica hetmana rozjaśniły się z radości.
— Nie pytam! nie badam! przerwał, nie chcę wiedzieć co niemiłemby mu było wyznawać, ale usilnie pana proszę... spocząć u mnie...
— Kawalerze Georges! dodał, prezentuję panu mego wychowańca... Jesteście prawie jednego wieku, on będzie dlań przewodnikiem i wyręczy gospodarza... Kawalerze Georges, weźże tak szczęśliwie schwytanego pana.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 030.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.