Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 018.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tycki ks. Mouriona pan hetman cenił wysoko, i nie mógł się wydziwić swemu szczęściu, iż tę perłę posiadał, o którąby się akademia czterdziestu dobijać była powinna.
Oprócz tych wybitniejszych osobistości, hetman był zmuszony gwoli dawnemu obyczajowi mieć dworzan kilkunastu, a służbę prawie nieobliczoną, gdyż hierarchia dworu od hetmana do stróża, który w piecach palił, wymagała wielu stopniowań i mnóztwa wyręczycieli a pomocników. Życie na tym dworze, przy tylu środkach uprzyjemniania go, płynęło nader mile, a choć sam hetman uskarżał się na nawał pracy i korrespondencji, miał jednak dosyć czasu na dogadzanie pańskim fantazjom swoim.
Na gościach też nigdy nie zbywało; słynny ze swej wykwintności i życia pańskiego hetman ściągał nieraz nawet ze stolicy ciekawych, a przy każdej uroczystości nie obeszło się bez zastawnych stołów, koncertu, teatru, fajerwerku i innych kunsztownych niespodzianek. Szlachta dworowała chętnie, bawiono się wyśmienicie, a jeśli którego roku dochody nie dopisały, plenipotenci umieli na zastawy, skrypta, dzierżawy, dostać zawsze kilkanaście tysięcy czerwonych złotych, aby kassa nie była bez zapasu. Dwa razy doświadczył też pan hetman prawdziwej łaski Opatrzności, bo w najtrudniejszych latach spadły nań dwie znaczne sukcessje, któremi dobra oczyścił i dalej życie, do którego był nawykły, ciągnął. O oszczędności nie mogło być mowy... to co hetmana otaczało i co mu służyło, było, jak się wyrażał często: le strict nécessaire. Nie miał też obowiązków, nie będąc dotąd żonatym, i wedle wszelkiego podobieństwa, żenić się już nie pragnąc.