Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 242.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Śmierć i zniszczenie złemu — począł Warga.
— Wrogowi — szepnął Mieszko.
— I tym, co z wrogiem trzymać będą — rzekł Buran ponuro. — Robak co pełznie znaczy nieprzyjaciela co się skrada... Uszedł nam w jamę, zły to znak.
Warga grzebał kijem po swéj stronie.
— Wróżcie — odezwał się wśród milczenia Mieszko — wkrótce nam na Wigmana iść będzie trzeba, przeciw Geronowi... dobrze wiedzieć, co nas czeka...
— Rzućmy losy! — rzekł Drahota.
— Rzućcie — potwierdził wstając i zbliżając się Mieszko.
Drahota z torby dobył siedem kawałków drzewa, rozłupanych na poły, tak że wierzchnia ich część czarną korą była okryta, a wewnętrzna bielała, zebrał je w garść, począł coś mruczeć i cisnął na ziemię.
Wszyscy się pochylili spoglądając ciekawie, drzewo padło tak, że sześć kawałków czarnych było, a jeden tylko biały.
Milczeli starcy.
— Czarno nam jutro wróży!.. — odezwał się Warga.
— Rzucimy raz drugi — zawołał Drahota, zbierając patyki po ziemi i wznosząc je powtóre z szeptem jakimś i zaklęciem.
W milczeniu oczy wszystkich się zwróciły na