Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 241.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No... co nam ta zima obiecuje? — rzekł kneź — mówcie...
Drahota zawezwany, musiał wedle zwyczaju postąpić; przywołał Wargę i Burana, usiedli na ziemię i końcami kijów swych białych w milczeniu ziemię odgartywać zaczęli, szukając jakieby w niéj znalazły się znaki.
Ziemia leśna, wilgotna, nie miała w sobie nic zrazu, oprócz przegniłych liści. Drahota kopał głębiéj i dobył — kostkę jakiegoś zwierzęcia.
Warga, on i wszyscy głowami potrzęśli znacząco.
— Kość... — rzekł Drahota — kość znaczy śmierć i zczeźnięcie.
— Komu? — zapytał kneź.
Milczeli obracając głowami. Drahota począł kopać daléj; dobyli węgla kawałek. Węgiel znaczy stos i zgliszcze — śmierć!
— Śmierć! — rzekł Warga.
— Komu? — powtórzył Mieszko.
Mówić nie śmieli, poglądali po sobie.
— Śmierć wrogom naszym! niemcowi!.. — zawołał kneź.
Warga pokręciwszy głową, począł grzebać głębiéj jeszcze... czarny robak okazał się wśród poruszonéj ziemi i zwolna w szczelinę jéj wsunąwszy zniknął.
— Wróżcie śmiało! — odezwał się Mieszko — jeśli znacie przyszłość.