Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 200.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chciała go zaprowadzić do swéj pani, ale Włast się wyprosił. Wycałowawszy go i wygłaskawszy, puściła wreście staruszka, tém niespokojniejsza, iż nic od niego dowiedzieć się nie mogła.
Unikając pytań podobnych Włast poszedł po konia swojego, aby za dnia jeszcze zdążyć do Krasnej-góry... Pociechą dlań było, że z Pragi wiózł dane mu do mszy świętéj wino i opłatki, których w domu upiec nie miał sposobu.
Wino naówczas było w kraju rzadkością prawie nie do nabycia, a duchowieństwo chleb téż do mszy świętéj używany, chciało mieć z nadzwyczajną pieczony troskliwością. Ś. Wacław sam zżynał kłosy pszenicy, sam wybierał i wyciskał grona, z których wino i chleb do świętéj ofiary użyte być miały.
Z równém poszanowaniem i inni kapłani przygotowywali się do niéj. Włast długo pozbawiony téj kapłańskiéj pociechy, sposobił się teraz, choć potajemnie, gdzieś na ustroniu w lesie odprawiać mszę, aby w niéj zaczerpnąć siły i znaleść pociechę. Gorliwym był jak człowiek, długim głodem zmorzony — a gdy o rodzinie swéj myślał, zalewał się łzami, rozpaczając prawie, aby mógł ją nawrócić. Nie wiedział sam jak ma to wielkie rozpocząć dzieło, lecz czuł święty obowiązek. Ze wszystkich dusz jakie chciał ocalić, los tych najbliższych, najmocniéj go obchodził.