Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 174.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Myślcie ino o tém, wszystko zatém pójdzie.
Wyrazów tych domawiał stary, gdy Wok, który nadedworem po kneziu miał pierwszą władzę, starzec poważny, z łańcuchem złotym na szyi, przyszedł z pokłonem oznajmując, że chléb i sól czekały. Wieczerza już oddawna była gotową, bo kneź wydał rozkazy i polecił, aby wspaniałą była...
Cały więc liczny dwór, cały niemal skarbiec stołowy ściągnięto do wielkiéj izby, w któréj się już paliły pochodnie. Ogromne stoły dla panów i dworów ich, ponakrywane czekały. Pod ścianami rzędem stali pachołkowie, jedni trzymający światło, drudzy misy, nalewki srebrne i ręczniki szyte. Dla dwu kneziów zgotowane były przy osobnym stole, dwa obok siedzenia, pąsowém suknem okryte.
Tu Bolko powiódł, po umyciu rąk gościa swego i po prawéj ręce go posadził. Osobne misy postawiono przed niemi.
U drugiego téż stołu za ojcem siadł młody Bolesław, za nim kilku duchownych z krzyżami na piersiach. Tych oczy zwróciły się ciekawie na Mieszka, który spojrzeć na nich nie śmiał. Za niemi siedzieli dostojnicy dworu, Wok, Sławnik z Libic i wielu innych w kaftanach bogatych, łańcuchach i sukniach paradnych.
U osobnego stołu, przyjmowano dwór Mieszków i starszyznę jego.