Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 164.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No — zgoda — okup! przyjmiecie okup odemnie? — zapytał kneź.
Milcząc popatrzyła Dubrawka na mówiącego, jakby odgadnąć pragnęła, kto był, uśmiechała mu się bez gniewu.
Mieszko miał na palcu pierścień stary, który z domu wiózł, aby go komu dał jako zapłatę lub podarek.
Siedział w nim spory kamień czerwony, grubo złotem w plecionkę okuty... nie mówiąc nic, zdjął go z palca i podał Dubrawce.
Kniehini spojrzawszy nań, zarumieniła się mocno, ale nie gniewnie, nie wiedziała sama czy go ma przyjąć lub odtrącić. Milczała.
— Chcieliście odemnie okupu — rzekł Mieszko — oto go macie, nie wielki on jest, ale i wina nie straszna.
To mówiąc zbliżył się o krok jeszcze do kniehini i gdy się najmniéj spodziewała, w twarz ją zuchwale pocałował... Właśnie w téj chwili, jakby na próbę przez ciekawość, pierścień na palec kładła.
Z krzykiem i gniewem popchnęła knezia od siebie Dubrawka, tak silnie, że Mieszko się zachwiał, i pierścień zostawując w jéj rękach, natychmiast w gąszcze uszedł śmiejąc się wesoło.
Tu, czekającym nań Stogniewowi i Dobrosławowi dał znak, aby za nim spieszyli do koni. Stały one już w gotowości na łące i na dany